hejkum kejkum,
tak wiec po kilku dniach poprykiwania po miejscowych drogach i bezdrozach dotarlismy w okolice, ktore powszechnie sa uwazane za wietnamski rodzaj kurortu. Wiocha w ktorej sie zatrzymalismy przypomina ponoc cos w rodzaju naszego Zakopanego. Slonko swieci, deszcz nie pada, wszystko kosztuje dwa razy wiecej a turysci szwendaja sie po czystych ulicach. Dwa poprzednie noclegi zalatwialismy w jakichs przydroznych miejscowosciach, w ktorych udawalo nam sie calkiem fartownie znalezc sensowne lokum. nikt po drodze nie mowi po angielsku wiec Osip mowi po polsku i pokazuje na migi o co mu moze chodzic ;) opanowalismy jak na razie tylko podstawowe frazy w lokalnym narzeczu tj: bia - piwo oraz camern - dziekuje ;)
nasze motory, jak juz pisalem to prawdziwe padaki i powolne strucle, ale i tak jestesmy najszybsi na drodze... sam nie wiem czemu ;)
dzis jedziemy pod granice chinska - bedzie sie dzialo ;)
no to na tyle - jak mi sie uda to powrzucam kilka fot
PS. kto to jest warszafska karamba???? ;))