no i po kilkugodzinnej zabawie w berka z celnikami wjechalismy w mongolska kraine...
powitala nas zgodnie z przypuszczeniami - czyli... szutrowa autostrada ;)
szlaban oddzielajacy rosje od mongolii wyznaczal bardzo dokladna granice konca drogi asfaltowej. na granicy spotkalismy fajnych ludzi z mongolrally - czyli konkurencyjnej imprezy i po serii prob wyludzen datkow przez lokalnych urzednikow poechalismy dalej.
w naszym Troopku niestety objawila sie kolejna przypadlosc... tym razem byly to hamulce - wiec jakies 30km zjazdu z calkiem stromej gory, po szutrowo-kamienistych bezdrozach musielismy pokonac bez nich. okazalo sie, ze urwal nam sie przewod, ktory projektant bez sensu umiescil zbyt blisko kamieni, ktore nasze kolo porywalo z drogi i mielilo pod nadkolem.... tak wiec hamujac skrzynia biegow, oraz slabiutko dzialajacym recznym dojechalismy do wioski i znalezlismy szczesliwie jutre, w ktorej mieszkal kierowca lokalnej ciezarowki. okazal sie na tyle ogarnietym kolesiem, ze naprawil nam przewod metoda chalupniczo-drutownicza ;) ale na tyle skuteczna, ze moglismy pojechac dalej. przy okazji uzupelnil niedobor plynu hamulcowego olejem silnikowym tlumaczac (chyba) ze wszystko bedzie dobrze ;)
z "naprawionymi" hamulcami potoczylismy sie dalej w celu znalezienia miejsca na kemping... ktore, jak sie okazalo wybralismy niezbyt fortunnie, bo lokalna poboczna sciezka szutrowa okazala sie nocna autostrada, ktora sciagnela nam na glowy wielu nieproszonych i bardzo ciekawskich gosci...