wiec dzis jest ten dzien, w ktorym beztroskie plazowanie dobieglo konca. za chwile wsiadamy do autobusu i kierujemy sie do Sajgonu, zwanego teraz Ho Chi Minh City. Wczoraj z Osipem wzielismy sobie mala lekcje podstaw kiteboardingu, ktora sprowadzala sie do plywania z latawcem w wodzie - tyle, ze bez deski (; bylo calkiem fajnie i juz zaczelismy sprawdzac oferty na allegro z uzywanym sprzetem do kite'a.
co do ustawicznych prosb o prezenty - mam nadzieje, ze zakupimy nieco gadzetow w Sajgonie - ale w razie gdyby nam ta sztuka nie wyszla - reszte dokupimy od wietnamczykow handlujacych na bazarze rozyckiego (;